sobota, 5 stycznia 2013

Recenzja książki Anny Czerwińskiej pt.„GórFanka na himalajskiej ścieżce”



Książka Anny Czerwińskiej pt.„GórFanka na himalajskiej ścieżce” jest już ostatnią częścią tej serii. Ubolewam nad tym, ponieważ do tej pory zdążyłam zżyć się z bohaterką i chętnie towarzyszyłam jej w górskich przygodach. Autorka jest damą polskiego himalaizmu, jak również zdobywczynią Korony Ziemi i wielu alpejskich szczytów. Jej wspomnienia są pełne pasji, przemyśleń i cennych uwag skierowanych do osób lubiących aktywnie poznawać świat. Wiernie przedstawia funkcjonowanie wypraw na najwyższe wierzchołki górskie, relacje w zespole i nieuniknione spięcia. Chętnie opowiada o swoich partnerkach od liny i o towarzyszkach minionych zmagań, m.in. o Wandzie Rutkiewicz, czy Krystynie Palmowskiej. W jej słowach czuć pokorę do gór, do ich potęgi i nieprzewidywalności. Wie, że czasem warto jest zrezygnować z osiągnięcia szczytu, np. przy nadchodzącym załamaniu pogody, niż popełnić błąd i nie wrócić już do bazy. Nie jest to okazanie własnej słabości, ale jedyne, rozsądne rozwiązanie. Zbyt wiele mamy do stracenia, aby porywać się na coś, co wydaje się nieodpowiedzialne. Porażki bolą i nigdy nie wiadomo, czy będzie się miało kolejną szansę na zdobycie tej góry, ale życie mamy tylko jedno.  
Z tej części serii o perypetiach Pani Ani dowiadujemy się również o napiętych relacjach polsko-niemieckich podczas jednej z wypraw, o tym, że pieniądz rządzi nawet na dużych wysokościach i co dzieje się w przypadku, gdy zapadniemy tam na zdrowiu. Autorka wiele spraw opisuje z takim poczuciem humoru, sypie anegdotami, jak z rękawa, że po prostu z miłą chęcią sięga się po jej relacje. Niczego nie ukrywa, nawet najbardziej intymnych spraw. Opisuje też wydarzenia polityczne z 2001 roku w Nepalu i komplikacje z nimi związane dla przybyszy z innych stron świata. Przedstawia, jak wyglądają realia funkcjonowania w komercyjnych, zagranicznych wyprawach, gdzie właściwie człowiek ma zapewnione maksimum bezpieczeństwa, oczywiście za duże pieniądze. Nakreśla trudne warunki życia mieszkańców napotkanych wiosek. Jest pełna podziwu dla ich poświęcenia i pracowitości, od najmłodszych lat. Uświadamia nam, jak niewiele w górach trzeba, aby otrzeć się o śmierć. Niektórzy zapadają na choroby wysokościowe i czasem dochodzi do sytuacji, że nie ma szansy im już pomóc, zwłaszcza, gdy za długo zwleka się z zejściem na niższe tereny. Z książki dowiadujemy się też dokładnie, w jaki sposób zginął Piotr Morawski, jest nawet załączone zdjęcie szczeliny. Widzimy, że w górach o losach człowieka często decyduje przypadek, albo też chwilowa nieuwaga.
„GórFankę na himalajskiej ścieżce”, jak i wcześniejsze części tej serii, serdecznie wszystkim polecam. Dzięki autorce możemy przenieść się w tak odległe tereny i na takie wysokości, których pewnie nigdy sami byśmy nie osiągnęli. Mamy tu humor, wzruszenie, strach, czyli cały zbiór emocji, które sprawiają, że te książki czyta się z wypiekami na twarzy. Dodam jeszcze, że książka pełna jest kolorowych zdjęć, które pozwalają jeszcze lepiej wyobrazić sobie konkretne wydarzenia i miejsca. Naprawdę warto ją przeczytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz