Książka Anny Czerwińskiej pt.„GórFanka na himalajskiej
ścieżce” jest już ostatnią częścią tej serii. Ubolewam nad tym, ponieważ do tej
pory zdążyłam zżyć się z bohaterką i chętnie towarzyszyłam jej w górskich
przygodach. Autorka jest damą polskiego himalaizmu, jak również zdobywczynią
Korony Ziemi i wielu alpejskich szczytów. Jej wspomnienia są pełne pasji,
przemyśleń i cennych uwag skierowanych do osób lubiących aktywnie poznawać
świat. Wiernie przedstawia funkcjonowanie wypraw na najwyższe wierzchołki
górskie, relacje w zespole i nieuniknione spięcia. Chętnie opowiada o swoich
partnerkach od liny i o towarzyszkach minionych zmagań, m.in. o Wandzie
Rutkiewicz, czy Krystynie Palmowskiej. W jej słowach czuć pokorę do gór, do ich
potęgi i nieprzewidywalności. Wie, że czasem warto jest zrezygnować z
osiągnięcia szczytu, np. przy nadchodzącym załamaniu pogody, niż popełnić błąd
i nie wrócić już do bazy. Nie jest to okazanie własnej słabości, ale jedyne,
rozsądne rozwiązanie. Zbyt wiele mamy do stracenia, aby porywać się na coś, co
wydaje się nieodpowiedzialne. Porażki bolą i nigdy nie wiadomo, czy będzie się
miało kolejną szansę na zdobycie tej góry, ale życie mamy tylko jedno.
Z tej części serii o perypetiach Pani Ani dowiadujemy się
również o napiętych relacjach polsko-niemieckich podczas jednej z wypraw, o
tym, że pieniądz rządzi nawet na dużych wysokościach i co dzieje się w
przypadku, gdy zapadniemy tam na zdrowiu. Autorka wiele spraw opisuje z takim
poczuciem humoru, sypie anegdotami, jak z rękawa, że po prostu z miłą chęcią
sięga się po jej relacje. Niczego nie ukrywa, nawet najbardziej intymnych
spraw. Opisuje też wydarzenia polityczne z 2001 roku w Nepalu i komplikacje z
nimi związane dla przybyszy z innych stron świata. Przedstawia, jak wyglądają
realia funkcjonowania w komercyjnych, zagranicznych wyprawach, gdzie właściwie
człowiek ma zapewnione maksimum bezpieczeństwa, oczywiście za duże pieniądze.
Nakreśla trudne warunki życia mieszkańców napotkanych wiosek. Jest pełna
podziwu dla ich poświęcenia i pracowitości, od najmłodszych lat. Uświadamia
nam, jak niewiele w górach trzeba, aby otrzeć się o śmierć. Niektórzy zapadają
na choroby wysokościowe i czasem dochodzi do sytuacji, że nie ma szansy im już
pomóc, zwłaszcza, gdy za długo zwleka się z zejściem na niższe tereny. Z
książki dowiadujemy się też dokładnie, w jaki sposób zginął Piotr Morawski,
jest nawet załączone zdjęcie szczeliny. Widzimy, że w górach o losach człowieka
często decyduje przypadek, albo też chwilowa nieuwaga.
„GórFankę na himalajskiej ścieżce”, jak i wcześniejsze
części tej serii, serdecznie wszystkim polecam. Dzięki autorce możemy przenieść
się w tak odległe tereny i na takie wysokości, których pewnie nigdy sami byśmy
nie osiągnęli. Mamy tu humor, wzruszenie, strach, czyli cały zbiór emocji,
które sprawiają, że te książki czyta się z wypiekami na twarzy. Dodam jeszcze,
że książka pełna jest kolorowych zdjęć, które pozwalają jeszcze lepiej
wyobrazić sobie konkretne wydarzenia i miejsca. Naprawdę warto ją przeczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz