sobota, 27 kwietnia 2013

Zdjęcia świstaka i ponownie Harder Kulm

I to już nasze pożegnanie z Berneńskim Oberlandem.

 Świstak odpoczywający w cieniu w zagrodzie alpejskiej

 Rozpłaszczony świstak :)

 Widok z Harder Kulm na Interlaken

piątek, 19 kwietnia 2013

Recenzja książki Ruth Symes pt. „Klara Hokus. Magiczny Zaułek”



Książka Ruth Symes pt. „Klara Hokus. Magiczny Zaułek” opowiada o dziewczynce, która wydaje się inna niż wszystkie. A to dlatego, iż od najmłodszych lat jej największym pragnieniem jest zostanie czarownicą. Mieszka w sierocińcu, gdzie podrzucono ją, gdy była jeszcze maleńka. Chętnie ubiera się na czarno, wierząc w swoje nadprzyrodzone zdolności. Dlatego wszyscy trzymają się od niej z dala. Wszyscy oprócz… Sama, który podobnie jak ona, przejawia ekscentryczne zainteresowania, pasjonując się życiem żab, pająków i jaszczurek. Klara marzy o Idealnej Rodzinie, która mogłaby ją zaadoptować, jednocześnie akceptując jej fascynację światem magii. W końcu pojawia się szansa na to pod postacią panny Lili Strzygońskiej, która postanawia na próbę wziąć tę wyobcowaną istotkę pod swój dach. Na wieść o tym, Klara jest wniebowzięta i ciekawa nowego domu. Jakież spotyka ją rozczarowanie, gdy tam dociera. Wszystko wydaje się nudne, nie nosi w sobie ani krzty tajemniczości. Tylko, czy to aby nie są tylko pozory? Z jakiegoś przecież powodu miejsce to nosi nazwę Magicznego Zaułku… Dzieją się tam rzeczy naprawdę niesłychane. Wokoło mieszkają bardzo nietypowe osobistości, ukrywające się przy pomocy zaklęć pod mgiełką zwyczajności, aby ktoś niepowołany nie zorientował się w ich rzeczywistej twarzy. Czy Klara odnajdzie się w zastanych realiach? Czy jej dalsze życie będzie miało coś wspólnego z magią? Po prostu warto zajrzeć do tej książki i się o tym przekonać.
 Fascynujący jest ten świat, pokazany oczami czarowniczki, czyli dziewczynki, która dopiero aspiruje do awansowania w przyszłości do poważnego miana czarownicy. Droga ta wiedzie przez trudne zawiłości sztuki magicznej, gdzie często rezultat danego zaklęcia zupełnie różny jest od zamierzonego.
 Książkę o Klarze Hokus dostałam niedawno w prezencie i zastanawiałam się, komu mogłabym ją dalej podarować. Wtedy moją uwagę przykuła barwna okładka i równie sympatyczne czarno-białe rysunki w środku. Przypomniały mi się czasy, kiedy będąc małą dziewczynką sama czytałam powieści z gatunku fantasy. I mimo dojrzałego już wieku, postanowiłam zatopić się w lekturze „Magicznego Zaułku”.
 Już od pierwszych stron książka ta mnie urzekła, przeniosła do krainy wyobraźni, marzeń i snów. Całkowicie zapomniałam o otaczającej mnie rzeczywistości. Porusza ona wiele kwestii, które dotykają nas na każdym etapie życia, jak: potrzeba akceptacji, odrzucenie, miłość, przyjaźń, dążenie do wyznaczonych celów. Sądzę więc, że jest do skarbnica wiedzy, która pozwoli dzieciom na zgłębienie i poznanie często niezrozumiałego świata. Nauczy je walki o własne szczęście, bez poddawania się, jak również pielęgnowania przyjaźni, która jest prawdziwą wartością. Uświadomi dziecku odmienność każdego z nas, świadczącą o wyjątkowości, wytłumaczy, że warto być sobą wbrew krytycznym uwagom nieprzychylnych osób.
 Nagromadzenie zwrotów akcji, fantazji i magii sprawia, że książkę czyta się jednym tchem. Do tego napisana jest bardzo prostym językiem, bez trudnych zwrotów, co pozwoli dziecku na łatwiejsze przyswojenie prawd w niej zawartych. Nie dostrzeżemy tam typowego moralizowania. Wszelkie mądrości tkwią tam zawoalowane w tajemniczej treści opowieści. Dziecko staje się badaczem i odkrywcą praw rządzących światem. Dochodzi do pewnych wniosków, jednocześnie przyjemnie spędzając czas. Nie ma tam też agresji, brutalności, różnych straszydeł, więc książkę można przeczytać nawet przedszkolakowi. Dzieciom starszym, chodzącym do szkoły podstawowej, duża frajdę sprawi samodzielna jej lektura. Tekst napisany jest dużą czcionką, więc czytanie nie powinno sprawić im najmniejszych problemów.
 „Klarę Hokus. Magiczny Zaułek” naprawdę serdecznie polecam. Jeśli mnie, dorosłą osobę, tak wciągnęła, to jakąż radość będzie miało z niej dziecko, które właśnie łaknie takich historii. A przy tym wiele się nauczy, uwierzy w swoje możliwości i rozbudzi wyobraźnię. A ileż tam emocji! Tego po prostu trzeba doświadczyć…

czwartek, 11 kwietnia 2013

Zdjęcia z First i Faulhornu

Tego dnia wyruszyliśmy na Faulhorn.

 Widok z kolejki gondolowej na First.

 Podejście na Faulhorn

 Widok z Faulhornu

 Bachalpsee i okoliczne szczyty

 Rośliny alpejskie

Wodospad i łąki alpejskie w drodze powrotnej na First.

sobota, 6 kwietnia 2013

Recenzja książki Cathy Glass "Czekając na anioły"



Po książki Cathy Glass zawsze sięgam z miłą chęcią, gdyż interesują mnie historie dzieci, pokazane z perspektywy psychologicznej i wychowawczej. Tym razem mój wybór padł na „Czekając na anioły”. Przyznam, że w pierwszej kolejności przyciągnęła mnie okładka, na której widać chłopczyka o niebiańsko błękitnych oczach. Kiedy zorientowałam się, że ta książka będzie dotykała tematyki śmierci rodzica i prób pomocy dziecku w obliczu takiej tragedii, od razu zdecydowałam się ją przeczytać. Na pierwszy rzut oka widać było, iż powieść będzie odróżniała się od poprzednich pozycji z serii „Pisane przez życie”. I to mnie zaintrygowało.
 Cathy Glass – autorka książki, a jednocześnie jej bohaterka, jest pracownicą opieki społecznej. Ma dwójkę własnych dzieci: malutką Paulę i starszego Adriana, które wychowuje samodzielnie, gdyż mąż odszedł od niej już jakiś czas temu. Wtedy właśnie zostaje poproszona o zaopiekowanie się ośmioletnim chłopcem, Michaelem, którego ojciec umiera na raka. Położenie Michaela stało się dramatyczne, gdyż jego matka również nie żyła, a jedyna ciotka nie kwapiła się do wzięcia go pod swoje skrzydła. Jedyna nadzieja pozostawała więc w rodzinie zastępczej. W głowie Cathy zaczęły dochodzić do głosu pewne wątpliwości: czy da radę udźwignąć taki ogrom smutku? Czy jej własne dzieci zniosą to wszystko, skoro nie tak dawno opuścił je ojciec? Czy zdoła odpowiednio wychować to dziecko dalej na katolika, skoro sama jest niewierząca? Ta sytuacja wydawała się zupełnie nietypowa, gdyż do tej pory Cathy zajmowała się dziećmi raczej tymczasowo, a tu miała prawdopodobnie pojawić się pomoc stała, nie wykluczająca późniejszej adopcji. Ostatecznie kobieta spotyka się z ojcem Michaela, Patrikiem, po czym nadal pełna rozterek, postanawia zająć się chłopcem. Od tej chwili jej świat zupełnie się zmienia. Przepełniają go ciągłe telefony, wizyty, nieoczekiwane wiadomości, smutki, ale i radości. Pomoc dziecku staje się dla niej jakby pasją, oddaje się jej bez reszty.
 W książce szokuje najbardziej ta niesprawiedliwość, która spotyka niewinnego, bezbronnego chłopca – śmierć obojga rodziców i brak dalszej rodziny, która mogłaby się nim opiekować. Michael, w obliczu ciężkiej choroby swego ojca, nagle musiał stać się dojrzalszy, przejąć wiele obowiązków w domu, został pozbawiony beztroskiego dzieciństwa. I jakiż był odmienny od dzieci, którymi dotychczas zajmowała się Cathy. Nie sprawiał trudności wychowawczych, w swoim życiu kierował się głęboką wiarą w Boga, a do wszystkich odnosił się z serdecznością. Jego szczerość i doznawany ból były naprawdę przejmujące. Ale Michael dzielnie znosił wciąż pogarszający się stan ojca. Ciężkie chwile pomagała mu przetrwać jego religijność i ufność w anioły, które kiedyś wskażą jego tacie drogę do wiecznej szczęśliwości. Zaskakiwała mnie też łatwość adaptacji chłopca do nowych warunków, w jakich przychodziło mu funkcjonować. Szybko odnalazł się w domu Cathy, nawiązał bliskie i ciepłe relacje z Paulą i Adrianem, chętnie się z nimi bawił.
 „Czekając na anioły” zawiera wiele zwrotów akcji, momentów przełomowych, a do tego autorka tak buduje tajemniczość, zaciekawienie dalszymi losami bohaterów, że naprawdę ciężko jest oderwać się od tej książki. Do tego tak silnie działa na emocje, iż chwilami nie sposób pohamować wzruszenia i łez. Niesie ze sobą jednak pozytywne, optymistyczne przesłanie, że człowiek jest zdolny do wielu poświęceń i potrafi przetrwać naprawdę wiele, nawet w dramatycznych okolicznościach. Czasem wystarczy wykonać pierwszy rok, zdobyć się na odwagę i podjąć się określonego wyzwania. Jest wiele osób o dobrym sercu, które są gotowe bezinteresownie nieść pomoc innym. Nie ma sytuacji beznadziejnych, trzeba tylko spróbować znaleźć jakieś wyjście. Dlatego też książkę polecam, ponieważ m.in. uczy nas ona, jak zachować się w obliczu własnych problemów i jak nie załamać się. Przynosi obraz wiary w lepsze jutro.
 Cieszę się, że Cathy Glass za pomocą kart swej powieści zaprosiła mnie do swego domu, gdzie panuje ciepło, ale też określone zasady. To właśnie podobało mi się w tej kobiecie najbardziej, że potrafiła wyznaczyć domownikom pewne reguły i konsekwentnie je egzekwowała. Dzieci wiedziały więc, co im wolno, a czego nie. Na tym polega właśnie dobre wychowanie. Chylę czoła przed nią, że mimo trudnej i obciążającej pracy, zdołała wychować własne dzieci na dobrych ludzi, poszukujących odpowiedzi na wiele pytań, otwartych i szczerych. W domu Cathy Glass przebywa się tak chętnie i sprawia to taką przyjemność, że wkrótce sięgnę po kolejną z jej powieści. Już nie mogę się doczekać…

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Taki tam sobie wierszyk...

Klementynka

„O tym, jak ślimak domku szukał”
Ślimak Franciszek mieszkał w puszczy
Wśród starych gałązek i długich bluszczy.
Zawsze dobrze czuł się w głuszy,
Ale ostatnio strasznie się burmuszy.
Wszyscy śmieją się z jego dużego domku,
Dorobił się przez to przykrego przydomku.
Wielkozwierzem go ciągle nazywają
Dzień w dzień się z niego naśmiewają.
Ślimak bierze te uwagi głęboko do serca,
Każde złe słowo się w jego umysł wwierca.
Pełza po liściach wielce poruszony,
Nic go nie cieszy, jest jakiś zgaszony.
Wtem wpada na pomysł nietypowy:
„Zrzucę domek i problem z głowy!”
Ruszył na krótką wędrówkę po lesie,
Ciesząc się, że domu na plecach nie niesie.
Na swej drodze spotkał młodego jeża,
Który często się kąpie i odświeża.
Ten w ogóle nie poznał w nim ślimaka
Dlatego poszedł odwiedzić piżmaka.
Tamten również myślał, że widzi robaczka,
Więc niewzruszony pałaszował kabaczka.
Ślimak poczuł się nagle bardzo samotny,
Nie ma domku, ale nadal jest markotny.
Widząc pod brzózką ładnego grzyba
Pomyślał: „To będzie mój dom chyba.”
Wygryzł w nim mały otworek jako wejście,
Uprzątnął też dokładnie okoliczne obejście.
Jednak wilgotne i chłodne było to mieszkanie,
Już po krótkiej chwili stracił ochotę na nie.
Na pocieszenie zjadł sobie leśnego kwiatka,
Wtedy przypomniała mu się ukochana matka.
Zatęsknił nagle za swą odrzuconą skorupką,
Za jakże przytulną, ciepłą i suchą chałupką.
Ruszył więc wartko na jej poszukiwania,
Miał już dość się po kątach chowania.
Domek znalazł się wśród gęstych paproci,
Teraz ślimak korzysta z jego dobroci.
Pasuje jak ulał, jest bardzo wygodny,
Leciutki i bezpieczny, do życia dogodny.
Franciszek wreszcie uwierzył w siebie,
Przeglądając się w zroszonej glebie.
Przestał złymi opiniami się przejmować,
Postanowił też urazy do wrogów nie chować.
Zwierzątka zrozumiały, że go skrzywdziły
I jednym chórem ślimaczka przeprosiły.
Od tej pory mieszkańcy lasu żyli w pełnej zgodzie,
A skorupka sprawdzała się przy każdej pogodzie.