Książka Anne-Dauphine Julliand pt.“Ślady małych stóp na
piasku” (wydana w październiku 2012 r. przez Wydawnictwo Święty Wojciech)
zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Porusza ona bardzo trudny problem cierpienia
i szukania sensu życia, dlatego tak silnie działa na naszą wrażliwość.
Jest to
autobiograficzna historia matki, która uparcie i niestrudzenie walczy o dobro
swoich dzieci, mimo tragedii, jaka spotyka całą rodzinę. W życiu Autorki
początkowo wszystko układa się wspaniale, ma męża, synka i córeczkę o imieniu
Thaïs. Pewnego dnia, będąc na plaży, dostrzega, że dziewczynka lekko powłóczy
nóżką. Kiedy sytuacja się nie zmienia, udaje się z nią na badania, które
odkrywają przed nią coś strasznego… Thaïs cierpi na leukodystrofię
metachromatyczną, rzadką, acz śmiertelną chorobę, na którą nie ma lekarstwa.
Choroba stopniowo wyniszcza cały organizm. Kobieta od tej pory stara się, aby
córka mogła przeżyć godnie te ostatnie miesiące, otoczona bezgraniczną
miłością. Thaïs jednak nie rozpacza nad swoim stanem, potrafi zaadaptować się
do każdych okoliczności, wręcz żartować ze swego położenia. Choć jest to
zaledwie dwuletnie dziecko, dzielnie znosi bardzo silne bóle, które coraz
częściej jej towarzyszą. Anne-Dauphine początkowo nie może pogodzić się z tą
diagnozą, przeraża ją własna bezsilność wobec cierpienia tej małej istoty.
Miała wobec niej tyle planów, a w ciągu jednego dnia wszystkie te marzenia
legły w gruzach. Nie poddaje się jednak, wie, że teraz musi wziąć się w garść i
„dodać życia dniom” dziewczynki. Wielokrotnie jest zaskoczona wsparciem męża,
rodziny, dalszych znajomych. Nie jest sama.
Stan Thaïs ciągle się
pogarsza. Matka jest w tym czasie w ciąży z kolejnym dzieckiem. Lekarz daje jej
75% szans na to, że dziewczynka urodzi się zdrowa. Jednak Azylis również jest
chora. Do tego syn, Gaspard, niezwykle przeżywa zaistniałą sytuację, kocha
siostry i nie może pogodzić się z tym, co je spotkało. Na dodatek koledzy z
klasy naśmiewają się z niego.
Przez całą książkę
zaskakiwała mnie dojrzałość Gasparda, wrażliwość, współczucie i ciepło. Zszokowało
mnie to, jak wiele nieszczęść może dotknąć rodzinę, ale ujrzałam w tym także
umiejętność człowieka do stawienia czoła przeciwnościom. Byłam również pełna
podziwu dla tej kobiety, która wszelkimi siłami próbowała poprawić los swoich
dzieci. Korzystała z każdej możliwości, aby czuły się kochane i otoczone
troską.
Ta książka pokrzepia,
pozwala zrozumieć, że w życiu tak naprawdę nie jesteśmy sami. Możemy wiele
przetrwać, jeśli dzielnie stawimy czoła problemom. Kiedyś przyjdą lepsze dni.
Wystarczy w to uwierzyć i starać się, aby każdy dzień spędzić w miarę
możliwości jak najpiękniej. Trzeba znaleźć szczęście w choćby najdrobniejszych
elementach układanki, jaką jest życie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz