niedziela, 12 maja 2013

Wierszyk o świstaku

Klementynka
"O świstaczej wizycie"

Idzie świstak w odwiedziny
Do świstaczej swej rodziny.
Został wcześniej zaproszony,
Włożył surdut już znoszony.
Klapki całe też przetarte,
A spodenki w szwie rozwarte.
Dla dodania animuszu,
Zapiął ciasno na podbrzuszu
Pas, co ciągle mu się wpijał
Wnet, gdy tylko dom swój mijał.
Kroczy więc do rodzinnej norki,
Niesie ze sobą dwa wielkie worki.
W nich prezentów jest bez liku,
Czekolady, dżem w słoiku.
Puka, a tu rzecz nie lada,
W ogóle nikt nie odpowiada.
Do 100 000 razy sztuka!
Puka, puka…ciągle puka.
Ojciec wygląda wtem zaspany:
- Po coś ciągnął te gałgany?!
- To prezenty, proszę taty,
A nie jakieś byle graty!
- Chodź, mama cię oczekuje
I pewnie coś pysznego szykuje.
Od rana te aromaty
Unoszą się na pół chaty.
Czuję się już odurzony
Przez wyroby mojej żony.
Ale nie mogę jej tego powiedzieć,
Lepiej przecież cicho siedzieć.
Nie słyszałem twego pukania,
Gdyż ułożyłem się do spania.
Na to mama się pojawia
W kapeluszu w oczka pawia.
I tak rzecze już do syna:
- Zaraz obiad się zaczyna.
Umyj łapki i do stołu,
Dziś upiekłam całe wołu.
A na deser są robaczki,
Oraz świeże kabaczki.
- Przyjmij mamo ma prezenty,
Cały jestem dziś przejęty.
Będę miał niedługo brata,
Oj, postarał się mój tata.
Dużo zdrowia, wielu gości,
Życia w pełnej szczęśliwości.
Aby tata nie marudził
I nigdy ci się nie znudził.
Jedzenie było bardzo apetyczne,
A robaczki takie śliczne,
Jednak świstak musiał wracać
I w błogim śnie się zatracać.
Zasnął szybko w swojej jamie,
Myśląc o tacie, braciszku i mamie.

1 komentarz: