Po książki Cathy Glass zawsze sięgam z miłą chęcią, gdyż
interesują mnie historie dzieci, pokazane z perspektywy psychologicznej i
wychowawczej. Tym razem mój wybór padł na „Czekając na anioły”. Przyznam, że w
pierwszej kolejności przyciągnęła mnie okładka, na której widać chłopczyka o
niebiańsko błękitnych oczach. Kiedy zorientowałam się, że ta książka będzie
dotykała tematyki śmierci rodzica i prób pomocy dziecku w obliczu takiej
tragedii, od razu zdecydowałam się ją przeczytać. Na pierwszy rzut oka widać
było, iż powieść będzie odróżniała się od poprzednich pozycji z serii „Pisane
przez życie”. I to mnie zaintrygowało.
Cathy Glass – autorka
książki, a jednocześnie jej bohaterka, jest pracownicą opieki społecznej. Ma
dwójkę własnych dzieci: malutką Paulę i starszego Adriana, które wychowuje
samodzielnie, gdyż mąż odszedł od niej już jakiś czas temu. Wtedy właśnie
zostaje poproszona o zaopiekowanie się ośmioletnim chłopcem, Michaelem, którego
ojciec umiera na raka. Położenie Michaela stało się dramatyczne, gdyż jego
matka również nie żyła, a jedyna ciotka nie kwapiła się do wzięcia go pod swoje
skrzydła. Jedyna nadzieja pozostawała więc w rodzinie zastępczej. W głowie
Cathy zaczęły dochodzić do głosu pewne wątpliwości: czy da radę udźwignąć taki
ogrom smutku? Czy jej własne dzieci zniosą to wszystko, skoro nie tak dawno
opuścił je ojciec? Czy zdoła odpowiednio wychować to dziecko dalej na katolika,
skoro sama jest niewierząca? Ta sytuacja wydawała się zupełnie nietypowa, gdyż
do tej pory Cathy zajmowała się dziećmi raczej tymczasowo, a tu miała
prawdopodobnie pojawić się pomoc stała, nie wykluczająca późniejszej adopcji.
Ostatecznie kobieta spotyka się z ojcem Michaela, Patrikiem, po czym nadal
pełna rozterek, postanawia zająć się chłopcem. Od tej chwili jej świat zupełnie
się zmienia. Przepełniają go ciągłe telefony, wizyty, nieoczekiwane wiadomości,
smutki, ale i radości. Pomoc dziecku staje się dla niej jakby pasją, oddaje się
jej bez reszty.
W książce szokuje
najbardziej ta niesprawiedliwość, która spotyka niewinnego, bezbronnego chłopca
– śmierć obojga rodziców i brak dalszej rodziny, która mogłaby się nim
opiekować. Michael, w obliczu ciężkiej choroby swego ojca, nagle musiał stać
się dojrzalszy, przejąć wiele obowiązków w domu, został pozbawiony beztroskiego
dzieciństwa. I jakiż był odmienny od dzieci, którymi dotychczas zajmowała się
Cathy. Nie sprawiał trudności wychowawczych, w swoim życiu kierował się głęboką
wiarą w Boga, a do wszystkich odnosił się z serdecznością. Jego szczerość i
doznawany ból były naprawdę przejmujące. Ale Michael dzielnie znosił wciąż pogarszający
się stan ojca. Ciężkie chwile pomagała mu przetrwać jego religijność i ufność w
anioły, które kiedyś wskażą jego tacie drogę do wiecznej szczęśliwości.
Zaskakiwała mnie też łatwość adaptacji chłopca do nowych warunków, w jakich
przychodziło mu funkcjonować. Szybko odnalazł się w domu Cathy, nawiązał
bliskie i ciepłe relacje z Paulą i Adrianem, chętnie się z nimi bawił.
„Czekając na anioły”
zawiera wiele zwrotów akcji, momentów przełomowych, a do tego autorka tak
buduje tajemniczość, zaciekawienie dalszymi losami bohaterów, że naprawdę
ciężko jest oderwać się od tej książki. Do tego tak silnie działa na emocje, iż
chwilami nie sposób pohamować wzruszenia i łez. Niesie ze sobą jednak
pozytywne, optymistyczne przesłanie, że człowiek jest zdolny do wielu poświęceń
i potrafi przetrwać naprawdę wiele, nawet w dramatycznych okolicznościach.
Czasem wystarczy wykonać pierwszy rok, zdobyć się na odwagę i podjąć się
określonego wyzwania. Jest wiele osób o dobrym sercu, które są gotowe
bezinteresownie nieść pomoc innym. Nie ma sytuacji beznadziejnych, trzeba tylko
spróbować znaleźć jakieś wyjście. Dlatego też książkę polecam, ponieważ m.in.
uczy nas ona, jak zachować się w obliczu własnych problemów i jak nie załamać
się. Przynosi obraz wiary w lepsze jutro.
Cieszę się, że Cathy
Glass za pomocą kart swej powieści zaprosiła mnie do swego domu, gdzie panuje
ciepło, ale też określone zasady. To właśnie podobało mi się w tej kobiecie
najbardziej, że potrafiła wyznaczyć domownikom pewne reguły i konsekwentnie je
egzekwowała. Dzieci wiedziały więc, co im wolno, a czego nie. Na tym polega
właśnie dobre wychowanie. Chylę czoła przed nią, że mimo trudnej i obciążającej
pracy, zdołała wychować własne dzieci na dobrych ludzi, poszukujących
odpowiedzi na wiele pytań, otwartych i szczerych. W domu Cathy Glass przebywa
się tak chętnie i sprawia to taką przyjemność, że wkrótce sięgnę po kolejną z
jej powieści. Już nie mogę się doczekać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz